"Gdyż tam, gdzie dwaj lub trzej zbierają się w moje imię, jestem pośród nich".
Mt 18, 20
Od kilku lat co miesiąc w Dominikańskich klasztorach w Sandomierzu, Korbielowie i Ustroniu są odprawiane Msze św. w intencji: "Za żywych i zmarłych członków grupy modlitewnej „ModlitwaRazem” oraz w intencjach, w których grupa się modli". Więc jeśli chcesz złożyć ofiarę i zamówić taką Msze św. prosimy przysłać ofiarę przelewem na następujące konto z dopiskiem – „Msza św. za ModlitwaRazem.”
Klasztor oo. Dominikanów
Korbielów
Numer konta:
52 2130 0004 2001 0661 2782 0001
Istnieje również możliwość złożenia dobrowolnej ofiary na pokrycie kosztów utrzymania naszej strony internetowej, oraz na drukowanie kolorowych ulotek z informacją o naszej grupie w celu jej popularyzowania. Prosimy ofiarę wysyłać na powyżej podane konto z dopiskiem: “Dla strony ModlitwaRazem.”
W przypadku pytań prosimy o kontakt z ojcem Wilhelmem tel. 728 429 917 (codziennie w godzinach 8:00 – 22:00)
Zacznę od przytoczenia wspomnienia z dnia męczeńskiej śmierci błogosławionego Michała Czartoryskiego, dominikanina, rozstrzelanego 6 września 1944 razem z rannymi powstańcami, których nie chciał opuścić w obliczu nadchodzących Niemców. Autorem wspomnienia jest prof. Stanisław Kasznica, późniejszy rektor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu: „Na niskich łóżkach polowych leżało jedenastu ciężko rannych naszych żołnierzy. Snuło się kilku żołnierzy niemieckich. Jeden z nich krążył wciąż posuwistym, miękkim, kocim krokiem, wychodził, wchodził, przyglądał się rannym, wykrzykiwał coś na «AK-Banditen». Budził w nas niepokój...”
Ów Niemiec nie miał wątpliwości, że napadnięci – a w każdym razie napadnięci przez armię niemiecką – nie mają prawa do obrony, a jeśli próbują się bronić, to są zwyczajnymi bandytami. Nie miał też wątpliwości, że takich „bandytów”, nawet jeżeli są ciężko ranni, należy rozstrzelać.
Jednak prawo moralne stoi po stronie niesprawiedliwie napadniętych oraz niesprawiedliwie zagrożonych. „Ludy mają prawo i obowiązek strzec, przy pomocy stosownych środków, swojej wolności przeciwko niesprawiedliwej agresji” – pisał 1 stycznia 1982, w swoim orędziu na dzień pokoju, Jan Paweł II, który przypominał tylko w ten sposób tradycyjną naukę Kościoła na ten temat.
Warto przypomnieć, dlaczego właśnie w tamtym momencie Papież zdecydował się o tym mówić. Były to lata, kiedy w Europie zachodniej pacyfiści głosili hasła jednostronnego rozbrojenia i organizowali w tym kierunku różnorodne, nieraz potężne, naciski na swoje rządy. Dziś wiemy, że wiele było w tym inspiracji sowieckich służb specjalnych, ale i wtedy można się było tego domyślać. Zresztą wielu z tych pacyfistów działało w dobrej woli, rzecz jednak w tym, że w swojej krótkowzroczności nie zauważali oni, że obiektywnie starają się wepchnąć całą Europę w łapy sowieckiego imperializmu.
Jan Paweł II miał wówczas odwagę przeciwstawić się pozornej ewangeliczności tych „gołąbków pokoju” i narazić się na zarzuty, że zapomniał o nauce Pana Jezusa, iż zło należy zwyciężać dobrem. We wspomnianym orędziu przypomniał tę oczywistą prawdę, że wszyscy jesteśmy grzeszni i że wobec tego fałszywy jest ten rodzaj moralnego idealizmu, który ułatwia ludziom złym czynienie zła.
„Społeczeństwo całkowicie pacyfistyczne jest złudzeniem – pisał wówczas Jan Paweł II – a ideologie, które je ukazują jako łatwe do zrealizowania, budzą nadzieje niemożliwe do spełnienia, mają bowiem błędną koncepcję ludzkiej kondycji, nie ujmują problemu w jego całości, stosując ucieczkę, ażeby zagłuszyć lęk, lub (w niektórych przypadkach) kierując się własną korzyścią. Chrześcijanin jest przekonany (...) że te zwodnicze nadzieje prowadzą wprost do pseudopokoju reżimów totalitarnych”.
A co w takim razie z Bożą nauką, że zło należy zwyciężać dobrem? Czy godzi się ze złem walczyć za pomocą zła? Te ogromnie ważne pytania powinniśmy sobie stawiać często i w różnych sytuacjach. Jednak kto je stawia w przekonaniu, że złem jest obrona przed niesprawiedliwym napadem, ten przyczynia się tylko do szerzenia moralnego chaosu. Wolno nam bowiem bronić – również metodami siłowymi - zarówno siebie, jak kogoś innego, kto stał się ofiarą agresji. Co więcej, nieprzyjście z pomocą niesprawiedliwie napadniętemu oraz różne inne zachowania i zaniedbania, które ludziom złym ułatwiają czynienie zła, można nazwać tchórzostwem, wygodnictwem, lenistwem, krótkowzrocznością, ale nigdy - postawą ewangeliczną.
Zarazem trzeba starannie podkreślać i przypominać, że działań obronnych nie wolno dokonywać za pomocą zła, bo wówczas obrońcy sami przemieniają się w krzywdzicieli, a spirala przemocy będzie się coraz bardziej nakręcać. To właśnie dzięki uświadomieniu sobie tego, że przed złem nie wolno się bronić za pomocą zła, w cywilizowanych społeczeństwach obowiązuje zakaz bezpośrednich działań przeciwko ludności cywilnej agresora i wciąż na nowo przypomina się o obowiązku łagodnego obchodzenia się z jeńcami oraz opiekowania się zranionym napastnikiem.
Ale uwaga: Nie powiedziałem jeszcze o tym, co jest duszą katolickiej nauki na temat obrony przed agresją, a bez tego cały podany tu wykład byłby jednostronny i jakoś jednak zafałszowany. Przedstawiłem dopiero poniekąd ciało tej nauki: zdecydowane podkreślenie prawa do obrony przed napaścią. Duszą jest równie stanowcze przypominanie, że należy zrobić naprawdę wszystko, ażeby sprawiedliwość została obroniona bez sięgania po siłę militarną.
Co więcej, nawet gdyby za pomocą środków pokojowych nie dało się sprawiedliwości obronić, nie wolno sięgać po środki militarne, jeśli może to „pociągnąć za sobą jeszcze poważniejsze zło i zamęt niż to zło, które należy usunąć”. Jeśli np. miałoby to rozpętać wojnę bakteriologiczną albo skłonić jakichś niegodziwców do użycia bomby atomowej. Może jednak przepiszę cały punkt Katechizmu Kościoła Katolickiego, którego fragment dopiero co przytoczyłem:
2309. Należy ściśle wziąć pod uwagę dokładne warunki usprawiedliwiające uprawnioną obronę z użyciem siły militarnej. Powaga takiej decyzji jest podporządkowana ścisłym warunkom uprawnienia moralnego. Potrzeba jednocześnie w tym przypadku:
- - aby szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna;
- - aby wszystkie pozostały środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne;
- - aby były uzasadnione warunki powodzenia;
- - aby użycie broni nie pociągało za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż to zło, które należy usunąć. W ocenie tego warunku należy uwzględnić potęgę współczesnych środków niszczenia.
W ogóle cały ten rozdział Katechizmu wart jest uważnego przestudiowania oraz przypominania. Znajduje się tam również opis tego pacyfizmu, który cieszy się aprobatą i szacunkiem ze strony Kościoła:
2306. Ci, którzy wyrzekają się przemocy oraz krwawych działań i w celu ochrony praw człowieka odwołują się do środków obronnych, jakie dostępne są najsłabszym, dają świadectwo miłości ewangelicznej, pod warunkiem że nie przynosi to szkody prawom ani obowiązkom innych ludzi i społeczeństw. Świadczą oni w sposób uprawniony o powadze ryzyka fizycznego i moralnego uciekania się do przemocy, która powoduje zniszczenia i ofiary.
Szczególnie przygnębiającej aktualności nabrał dzisiaj ten punkt Katechizmu, gdzie zwraca się uwagę na niemoralność takiego handlowania bronią, jakby ona była takim samym towarem jak wszystkie inne (2316). Niestety, raz po raz dowiadujemy się o tym, że nie tylko jakieś zbrodnicze mafie, ale również demokratyczne państwa zarabiały na dostarczaniu broni terrorystom i różnym podejrzanym organizacjom. Mimo woli przypomina się jedyne chyba zdanie wielkiego złoczyńcy Włodzimierza Lenina, kiedy miał on rację: że kapitalista tak bardzo kocha pieniądze, iż gotów jest nawet sprzedać stryczek, na którym kiedyś sam będzie powieszony.