"Gdyż tam, gdzie dwaj lub trzej zbierają się w moje imię, jestem pośród nich".
Mt 18, 20
Od kilku lat co miesiąc w Dominikańskich klasztorach w Sandomierzu, Korbielowie i Ustroniu są odprawiane Msze św. w intencji: "Za żywych i zmarłych członków grupy modlitewnej „ModlitwaRazem” oraz w intencjach, w których grupa się modli". Więc jeśli chcesz złożyć ofiarę i zamówić taką Msze św. prosimy przysłać ofiarę przelewem na następujące konto z dopiskiem – „Msza św. za ModlitwaRazem.”
Klasztor oo. Dominikanów
Korbielów
Numer konta:
52 2130 0004 2001 0661 2782 0001
Istnieje również możliwość złożenia dobrowolnej ofiary na pokrycie kosztów utrzymania naszej strony internetowej, oraz na drukowanie kolorowych ulotek z informacją o naszej grupie w celu jej popularyzowania. Prosimy ofiarę wysyłać na powyżej podane konto z dopiskiem: “Dla strony ModlitwaRazem.”
W przypadku pytań prosimy o kontakt z ojcem Wilhelmem tel. 728 429 917 (codziennie w godzinach 8:00 – 22:00)
Jestem mężatką z rocznym stażem, i zawsze byłam bardzo blisko z swoimi rodzicami i rodzeństwem. Od kiedy zamieszkałam z mężem, miałam nadzieję, że to rodzice męża będą bliską rodziną. Niestety, mimo moich prób i starań słyszałam kilkakrotnie powtarzane zdanie, ze nie szanujemy wartości rodzinnych, ze mój mąż bardzo się zmienił na gorsze itd., a to wszystko dlatego, że niektóre rzeczy robimy inaczej niż były od lat ustanowione w tej rodzinie (np. ja daję prezent mojemu mężowi na urodziny zaraz po przebudzeniu, a nie przy całej rodzinie, nie konsultuję wyboru prezentów z całą rodziną - to takie ostatnie zdarzenia) i w sumie wydaje się, że to są drobne rzeczy, ale atmosfera od takich drobiazgów robi się bardzo ciężka i mój mąż chociaż uważa, że jego rodzice nie mogą tak ingerować w nasze sprawy, to ja nie chcę, aby wysłuchiwał takich zarzutów, że nie szanuje tradycji rodzinnej, ze występuje przeciwko rodzinie itd. Ostatnim oskarżeniem w naszą stronę było zdanie, ze nie szanujemy Biblii, bo tam jest napisane "czcij ojca swego i matkę swoją"...
Moje pytanie jest: czy byłby ktoś w stanie podać kilka przykładów z Pisma Świętego, gdzie jest mowa o szanowaniu dzieci, o tym, ze mają one swoje własne życie jak np. "opuści ojca swego i matkę swoją..." - ale nie wiem, w którym miejscu występuje to w Piśmie.
Te słowa, że „opuści człowiek ojca i matkę swoją” powtarza Pismo Święte aż cztery razy (Rdz 2,24; Mt 19,5n; Mk 10,6-9; Ef 5,28-31). Jednak zdecydowanie radzę nie używać ich w swoich sporach z teściami. Popełniłaby Pani ten sam błąd, co oni, kiedy przywołali przeciwko Wam słowa przykazania „czcij ojca swego i matkę swoją”. W słowo Boże powinniśmy się wsłuchiwać i czynić je swoim własnym. Unikajmy przetwarzania go w pociski, pomagające nam zwyciężyć w naszych sporach rodzinnych.
Zacznę od przestrogi, żeby Pani w tej trudnej dla siebie sytuacji nie zaczęła ranić męża. Błąd ten nieraz popełniają kobiety, którym źle się układa z teściami. Mąż – dzięki Bogu – jest jednoznacznie Pani sojusznikiem w obliczu tych różnych nieuzasadnionych oczekiwań, wymówek i pretensji. Tym bardziej więc musi się Pani pilnować, żeby nie wylewać na niego swoich negatywnych ocen jego rodziców, czy nawet całej jego rodziny.
Chodzi nie tylko o to, że czyjeś negatywne postępowanie upoważnia nas do nazwania rzeczy po imieniu (tzn. do stwierdzenia, że tak postępować się nie powinno), nie upoważnia nas jednak do negatywnej oceny całego człowieka. W końcu są to rodzice Pani męża – osoby, którym on zawdzięcza życie, ale również wiele z tych wspaniałych zalet, które skłoniły Panią do wyjścia za niego. Jest on ze swoimi rodzicami bardzo głęboko związany – również w tych momentach, kiedy szczerze go oburza ich wtrącanie się w Wasze małżeństwo.
Toteż niech Pani nie zdarza się mówić (ani nawet myśleć) o nich jako o ludziach okropnych, głupich, zaborczych itp. Okropny, głupi, zaborczy może być jakiś ich postępek lub nawyk – ale o nich samych niech Pani tak nie mówi. Nie tylko nie miałaby Pani racji, ale podkładałaby Pani w ten sposób minę pod swoje własne małżeństwo. Nie może Pani oczekiwać od męża, że nie będzie go raniło takie mówienie o jego rodzicach, jakby byli ludźmi z piekła rodem. Rodzice Pani męża z całą pewnością są ludźmi zasługującymi na szacunek.
Druga rada, jaka przychodzi mi do głowy: Podpowiadałbym Pani wyciąganie wniosków z tej okoliczności, że w gruncie rzeczy teściowie wtrącają się do drobiazgów i że to właśnie drobiazgi składają się na atmosferę, w której trudno wytrzymać. Wasze prawo do kształtowania wspólnie z mężem tożsamości swojego małżeństwa jest poza dyskusją i wszędzie tam, gdzie cudze wtrącanie się dotyczy rzeczy naprawdę ważnych, swojego „duchowego terytorium” powinniście bronić z całą stanowczością.
Drobiazgi jednak wymagają swoistej taktyki. Do wróbla wyjadającego nam pszenicę nie strzela się z armaty – i to nie tylko dlatego, że szkoda kuli, również dlatego, że więcej się wtedy zniszczy niż obroni. Jest tysiąc sposobów na rozładowanie, a nawet wykorzystanie ku dobremu różnych drobnych agresji czy niezręczności. Na uwagę, że prezenty powinno się dawać przy całej rodzinie, można np. z rozbrajającą naiwnością powiedzieć, że obdarzenie męża w słodkim sam na sam też ma swoje dobre strony, albo że jest Pani dopiero w trakcie szukania najlepszej metody dawania prezentów.
Podobnie na uwagę, że mąż bardzo zmienił się na gorsze, można zareagować jakimś dobrotliwym komentarzem, pełną wdzięku uwagą, a nawet żartem, byleby bez nerwów czy złośliwości. „Bo dziecka nie może się doczekać” – może Pani na taką uwagę odpowiedzieć. Albo: „właśnie, przed ślubem i dla mnie był znacznie lepszy”, „musimy nad nim popracować”, „ale od wczoraj już zaczął się zmieniać na lepsze” – i na przykład opowiedzieć jakąś miłą historyjkę z dnia wczorajszego.
Oczywiście, musi tu Pani wypracować swój własny styl, koniecznie taki, który teściów nie będzie drażnił. Wówczas nawet jeżeli czasem zdarzy się Pani w jakiejś sytuacji zareagować niezręcznie, szkoda będzie z tego na pewno mniejsza, niż gdyby miała być Pani w obecności teściów cała spięta, czy daremnie usuwać niechęć z swojej twarzy.
Teraz chciałbym powiedzieć coś szczególnie ważnego, ale do tego potrzebuję się rozgrzać i początkowo będzie to wyglądało na odejście od tematu. Mianowicie spróbujmy skomentować fakt niezliczonych dowcipów o złych teściowych. Fakt ten jest ewidentnie niezgodny z rzeczywistością, bo przecież ogromna większość tych kobiet żyje w najlepszej zgodzie ze swymi zięciami i synowymi. Jak zatem fenomen tych dowcipów wytłumaczyć?
Otóż wydaje się, że dowcipy o złej teściowej są dla ludzi dorosłych odpowiednikiem bajek o złej macosze dla dzieci. Żywe macochy zazwyczaj przecież kochają dzieci swojego męża nie mniej niż swoje własne. Wdowa po Romualdzie Traugutcie, która jak wilczyca walczyła o to, żeby pozostawiono przy niej dzieci jej męża i nie oddano ich do carskiej ochronki dla sierot, jest jedną z wielu tych wspaniałych kobiet, które, zastępując dzieciom prawdziwą matkę, zdobywały się nawet na heroizm.
Dlaczego zatem dzieci tak chętnie słuchają bajek o złej macosze? Bo – nawet nie zdając sobie z tego sprawy – oczyszczają sobie w ten sposób obraz własnej matki z cienia złej macochy. Jedna tylko Matka Najświętsza była matką idealną. Każda inna matka, nawet najlepsza, ma w sobie odrobinę złej macochy. Dziecko, kiedy z wielkim przejęciem słucha bajki o sierotce, nad którą pastwi się zła macocha, chwilowo się z tą sierotką utożsamia, aby w końcu z wielką ulgą i radością stwierdzić: „Jak to dobrze, że ja mam moją kochaną mamusię!”
U ludzi dorosłych analogiczną funkcję spełniają dowcipy oraz inne opowieści o złej teściowej. To dlatego teściowa jest w nich tak często uśmiercana albo przynajmniej radykalnie z naszej przestrzeni wyrzucana. Podświadomie dokonujemy w ten sposób symbolicznego unieważnienia złego cienia w obrazie naszych rodziców. Jeśli przysłowie powiada, że „teściowa jest zimną matką”, to przecież nie dlatego, żeby tak było zazwyczaj. Przede wszystkim chcemy w ten sposób zanegować zimno, jakie zdarzało się niekiedy również naszym matkom rodzonym.
Jak to wszystko ma się do Pani konkretnych relacji z teściami, które, niestety, są takie, jakie są? Otóż wydaje mi się, że złe relacje z teściami nieraz układają się na zasadzie samospełniającego się proroctwa. Mechanizm tego zjawiska działa wówczas mniej więcej następująco: Od dzieciństwa nasłuchaliśmy się różnych negatywnych dowcipów oraz innych opowieści o teściowych, toteż trudno się dziwić, że kiedy teściowa pojawia się w moim własnym życiu, pierwszym moim odruchem może być skurcz lęku: „Co też może mnie od niej spotkać? Na pewno nic dobrego”.
Lęk zaś jest złym doradcą. To być może z niego bierze się ta sztywność, jaka zapewne cechuje Pani stosunki z teściami, i to nakładanie w ich obecności grzecznej maski, której nieautentyczność (wbrew najlepszej woli z Pani strony) widać na cztery kilometry. Naprawdę bym nie wykluczał, że to właśnie zakodowany poniekąd w naszej kulturze lęk przed złymi teściami istotnie przyczynia się do tego, że Pani relacje z realnymi teściami układają się nie najlepiej.
Nawet jeżeli Pani w tej chwili bardzo gwałtownie czuje, że nie mam racji, naprawdę proszę przynajmniej spróbować posłuchać następującej mojej rady: W jakiejś dobrej godzinie proszę sobie usiąść nad fotografiami swojego męża z czasów jego dzieciństwa i po prostu przeglądać je oczyma kochającej żony. Na tych zdjęciach będą się pojawiać również jego rodzice. O tym, że są oni ludźmi ułomnymi, nie trzeba Pani przekonywać. Jednak na tych zdjęciach zobaczy ich Pani również od takich stron, że poczuje Pani do nich jakąś nową sympatię, a kto wie, może nawet ich Pani rozpoznawać jako ludzi naprawdę sobie bliskich.
Jeżeli tak się stanie i jeżeli te ziarna sympatii dla swoich teściów będzie Pani w sobie pielęgnować, zacznie się prawdziwa wiosna w Waszych stosunkach rodzinnych. W przyszłości, dla utrwalenia tej wiosny z pewnością wiele będą się przyczyniały Wasze dzieci, a ich wnukowie.
A jeżeli mimo wszystko w relacjach między teściami i synową pozostanie jakiś niedobry cień? Na to pytanie odpowiem dwustopniowo: Po pierwsze, dlaczego z góry przewidywać gorszą alternatywę, skoro bardziej prawdopodobną jest alternatywa optymistyczna? Po wtóre, gdyby mimo różnych wysiłków z Pani strony ów niedobry cień miał jednak pozostać, wówczas trzeba go przyjąć jako swój krzyż, a Pan Jezus na pewno będzie dawał siły do jego dźwigania. Jednak o krzyżu wolno będzie mówić dopiero wtedy, kiedy Pani będzie robiła naprawdę wszystko, ażeby stosunki z teściami układały się poprawnie i w przyjaźni.